Jacek Kaczmarski

Mur („Wiersze lodu i ognia”)

tekst: Marek Kaczkowski, z tomiku „Wiersze Lodu i Ognia” muzyka: Marcin 'Baltazar’ Gąbka Spójrz na bezkresy białe i ponure,                e widzisz jak bladość malują na twarzach?                 e h Bezbrzeżna przestrzeń tam, w Kraju za Murem       e a h e przecież spokojna, więc czemu przeraża?   e h e W wamsach i skórach bezpieczny się czujesz, uśpiony ciepłem zbyt długiego lata, gdy już w powietrzu złowieszczo wibruje, zimne, mordercze tchnienie antyświata. Bezwzględny obraz złowróżbnych kontrastów wyraźniej widać tu, na Muru szczycie. Przed Tobą rychłej hekatomby zwiastun za Tobą nasze błahe, mrówcze życie: 2) Ludzie w ich błogiej codziennej udręce,                               e C G D w prostych marzeniach, w pogoni za szczęściem. e C G D Lordowie ufni w grę, która się toczy,                                    a G e D snujący wizje zwycięstw i wszechmocy.                              a e C D e Zbożni septoni, zbrojni w słowa Wiary. Łupiący zbóje, złupione ofiary. Dzielni, szlachetni lub podli rycerze. Kupcy odziani pieniądza pancerzem. Złote pałace na wyniosłych stokach                         C G D e Dziewki i zbiry w zaułkach, w rynsztokach. C G H e Kowale żalu i karczmarze nędzy,                             C G D e septy rozpaczy, wojenni włóczędzy.                         C e C D e (C D e) W pajęczej sieci spraw, dążeń, nadziei, w bezwiednych szlakach własnych odysei. W szczerych pragnieniach i w przepastnych złościach w szlachetnych walkach, w pustych namiętnościach. W wojnach o schedy, w nieustannych bojach a po nich w klęskach, w triumfach lub pokojach. Na wyspach szczęścia, w odmętach zwątpienia, W spokojnych falach, w zwodniczych złudzeniach. Czasem w leniwej sielance oraczów, częściej w zgryzocie, w chorobie i w płaczu. W ciągłej litanii złorzeczeń i knowań, klęsk nieuchronnych, wiecznych rozczarowań. W wyrokach bogów, komet, przepowiedni, w chwilach odświętnych i w chwilach powszednich. W mrowisku życia, w korytarzach losu, w niezłomnym rytmie owadzich kosmosów. 3) I jak mogliśmy uwierzyć tak łatwo, że to na zawsze rzeczywistość dana? O ten mdły opar, o to brudne światło będziemy jeszcze błagać na kolanach. Gdy już nas wyrwie z niemego letargu, złudnej pewności zastanego świata, Inwazja Innych, Wędrowców i snarków co gdzieś za Murem wzbierała przez lata. I za ten żywot marny i pokraczny, trzeba nam będzie cenę krwi zapłacić. Wszystko co przyszło wysiłkiem nieznacznym, szczerze się ceni dopiero gdy traci.

Mur („Wiersze lodu i ognia”) Read More »

Drzewo pieśniarzy

Marcin 'Baltazar’ Gąbka, 05.11.2024 W teraźniejszym mieście przyszłości, w ciasnym mieście globalnej wioski, w gęstej miejskiej przestrzeni cyfrowej, w sieci ulic światłowodowej zostało tylko kilka żywych drzew. Osmolonych od spalin oddechu, wymijanych przez tryby pośpiechu, wzrastających nieśpiesznie ku niebu wśród bilbordów klikbajtów i trendów, niepochopnie świat obserwujących, soku treścią ożywczą łączących sieć korzeni co gości w przeszłości z gałęziami co prą ku przyszłości. Drzewo pieśniarzy, drzewo pieśniarzy! Szumi wbrew obronnym murom ścian wieżowców przed wiatrami cichych refleksji. Rośnie wbrew infrastukturom sztucznych ozdób z fabryk sztucznej inteligencji. Nuci wbrew zatkanym uszom przez słuchawki rolek, trendów, newsów bez treści. Śpiewa wbrew przechodniów sznurom, przeganianych stresem aby czas w czasie zmieścić. Drzewo pieśniarzy, drzewo pieśniarzy! Czasem związany ekranem przechodzień głową w pień jego chropawy ugodzi, ekran upuści co zmysłów powrozem. Podniesie swe oczy na moment by ujrzeć, zadumnie się krótko przelotnie i pójdzie. Czasem turysta tryby zostawi, oknem urlopu skoczy na trawę, dzikość konarów w zachwyt go wprawi. Z drzewem selfi więc strzeli – niech słynie! W śpiesznych kliknięć galerii zaginie. Czasem zmęczony miastem mieszkaniec dotknie, posłucha, poczuje, przystanie: małą gałązkę cichutko ułamie. Pieśni pęd wolnorosły pogładzi, szczep w donicy domostwa zasadzi. Wyrośnie jeszcze jedno z żywych drzew i człowiek będzie nosił jego śpiew. W sieci ulic światłowodowej w gęstej miejskiej przestrzeni cyfrowej w ciasnym mieście globalnej wioski W teraźniejszym mieście przyszłości Może ktoś go usłyszy zrozumie może wraz z nim pieśń swą zaszumi.

Drzewo pieśniarzy Read More »

Ballada o wędrówce Mędrca Baltazara

Marcin 'Baltazar’ Gąbka, Stryszewo 27.12.2022 kapodaster IV (cis-mol) a     d a G a    (x 2) 1) Tak już czasem bywa, że patrzących w gwiazdy                 a nie nasyca to, czym się nasyca wokół każdy.                      d a G a Nie  znajdują szczęścia w ludziach i zdarzeniach,              a poszukując ciągle sensu ziemskiego istnienia.                   d a G a Matka mnie uczyła w niebo głos kierować,                                        d C d a więc w kosmosu toń wpatrzony w noc szeptałem słowa,               d a G a w dzień zaś, pośród ludzi zapatrzonych w ziemię,                           d C d a w samotności się błąkałem, taszcząc pytań brzemię.                     d a G a Aż spotkałem mistrzów, co mi ukazali                                   a G a G a tę jedyną gwiazdę, lśniącą jak drogowskaz w dali,           a G C G a G a obiecując szczęście wieczne za nagrodę,                             a G a G a gdy zostawię marność życia, idąc za nią w drogę.             a G C G a G a Zebraliśmy astrologów karawanę                                           d C d a i na zachód ruszyliśmy w strony obiecane,                          d C d a C G a różnobarwni, ale jednej myśli wierni,                                   d C d a śpiew na ustach niosąc i wspólnotę serc płomiennych. d C d a C G a Pewnej nocy w drodze, w czasie mojej straży,                 a w nikłym świetle gwiazdy oglądałem śpiące twarze.      d a G a Odciśnięte na nich boleść i cierpienie                                    a pierwsze ziarna zwątpień w wiary mej zasiały ziemię.   d a G a Lecz za późno było bym zawrócił z drogi              ,                              d C d a wierząc że to nie przypadek wypchnął mnie za progi,    d a G a raz chwyconą wiarę w worek mirry kładąc,                        d C d a omijałem skrzyżowania, wierny gwiazdy śladom.            d a G a       (slow) ref. w miejscu spotkania czekał na nas zwykły dom                               F G a doświadczenie nazbyt namacalne                          F G a prawdy nader niepojętej                                           F G a obietnica niedostępnych wymiarów                      F G a odbita w matowym lustrze tkanki                           F G a wieczna potęga nakreślona łzą                                F G a na mokrym policzku dziecka                      F G a wiara w metafizyczny sens                        F G a podana na brudnej tacy materii               F G a a     d a G a    (x 2) 2) Pielgrzymując z pasją wracaliśmy społem,                          a grając w drodze pieśni wzniosłe, mocne i wesołe.          d a G a Napotkanym ludziom świadczyliśmy z żarem                    a o spotkaniu z wiecznym królem i o jego chwale.                              d a G a Lecz nocami oczu wciąż nie mogłem zmrużyć,                   d C d a pod natłokiem ciągłych pytań o sens mej podróży.        d a G a Niczym światło w liściach igrające z cieniem,                      d C d a w moim sercu bój toczyła wiara ze zwątpieniem.            d a G a Wciąż kochałem barwy, dźwięki karawany,                        a G a G a wciąż pragnąłem raju, który był mi obiecany,                    a G C G a G a ale coraz częściej szedłem na uboczu,                                  a G a G a łowiąc innych dróg bezmiary studnią czujnych oczu.      a G C G a G a Wielkie prawdy gwiazdy, wielka miłość Króla,                   d C d a zbyt koślawo odbijały się w pielgrzymki bólach.                               d C d a C G a Nazbyt długo kłamstwem sam syciłem siebie,                  d C d a jedną stopą tkwiąc na ziemi, drugą w złudnym niebie.  d C d a C G a     (slow) W końcu na decyzję trudną przyszła pora:                          a pożegnałem z  ciężkim sercem Kacpra i Melchiora          d a G a i ruszyłem, błądząc sam wśród skał i głazów,                     a bo nie miałem odtąd gwiazdy jako drogowskazu.           d a G a Już nie szukam prawdy wiecznej, niepojętej;                   d C d a wypatruję małych kwiatów szczęścia za zakrętem,         d a G a nie wie jednak umysł, kędy iść w nieznane,                       d C d a kiedy serce wciąż pracuje w rytmie karawany.                 d a G a Ciągle dźwięczą w duszy pieśni pielgrzymkowe,                                              a G a G a przez co trudno mi przemówić swoim własnym słowem             .              a G C G a G a Ciągle pachnie mirra w złoconej stajence,                                          a G a G a ale ja umyłem od niej swoje puste  ręce.                                           a G C G a G a Nie wiem jak nadrobić utracone lata                                     d C d a i czy znajdę kąt dla siebie pośród stepów świata,            d C d a C G a czy napotkam kogoś, kto podąży ze mną                            d C d a i pochodnią mi rozjaśni drogę moją ciemną?                     d C d a C G a     ref2) inni wciąż będą pamiętać tylko pierwszą część mej podróży       F G a słowem z ambon farbą na płótnach                                      F G a nutą w kolędach rzeźbą w stajenkach                                  F G a utkają relikwie świętego mędrca ze wschodu                   F G a króla Baltazara jednego z trzech                                              F G a a przecież nawet me imię to baśń                           F G a pergamin zachował tylko strzęp mojej drogi      F G a szukajcie mnie na myśli bezdrożach                       F G a gdzie znika utarty wiary szlak                                    F G a

Ballada o wędrówce Mędrca Baltazara Read More »

Fundamenty

tekst i muzyka: Marcin 'Baltazar’ Gąbka, 2020 – 21.03.2021 kapodaster II (fis-mol) 1) Wybudowałem pałac               a F G a G w koronie smukłych wież            a F G a (F G) Precyzja doskonała                       a F G a G wpisana w niego jest.                   a F G a We wrotach zaproszenie             d a na ścianach ikon śpiew                F G E w półmroku pod sklepieniem   d a F potęga siedmiu nieb.                   a F G a Lecz tam gdzie wsparte kolumn bazy     d a F E na których pałac trwa rozpięty                 d a F E wkopano w ziemię stare głazy                  a G a G Fundamenty.                                                  a G e a 2) W nich piękno i ohyda             b Fis Gis b Gis nieociosanych brył                        b Fis Gis b (Fis Gis) Więc ich surowy widok                b Fis Gis b Gis zgorszeniem wielu był.                b Fis Gis b Tak – ich potędze pałac                 dis b zawdzięczał duszę swą                 Fis Gis F Lecz ich istotą skała,                      dis b Fis i z niej ich hart się wziął.                b Fis Gis b W ich tajemności tkwiła chwała              dis b Fis F wciąż opiewana w księgach świętych    dis b Fis F gdyż krew poświęceń zespalała              b Gis b Gis fundamenty.                                                  b Gis f b 3) Z potęgą zaś pałacu                 h G A h A monarchów wykwitł blichtr        h G A h (G A) i wyssał szarym masom               h G A h A co niegdyś było ich.                       h G A h W wykwicie było piękno              e h lecz za nim szpetny cień              G A Fis co pchał ku fundamentom         e h G me myśli z dnia na dzień.             h G A h Ich kształt pozycje ścian wytyczał           e h G Fis i w ciasnej formie pałac pętał,                  e h G Fis Więc były wszelkich zmian granicą         h A h A fundamenty                                                   h A fis h 4) Aż z czasem sam zwątpiłem       c Gis B c B w konieczność ciężkich brył        c Gis B c (Gis B) i myśl się pojawiła                          c Gis B c B że błąd w nich zawsze tkwił       c Gis B c Usunąć fundamenty!                                   f c to się uczynić da,                                         Gis B G gmach przetrwa wszak nietknięty           f c Gis gdyż kościec ziemi trwa!                            c Gis B c Więc wgryzłszy się jak termit w skałę    f c Gis G spełniłem zamysł przedsięwzięty           f c Gis G i ścian potędze odebrałem                         c B c B fundamenty.                                                    c B g c 5) Lecz trząść się jęły łuki                  cis A H cis H i chylić piony ścian                          cis A H cis (A H) aż runął pałac hukiem                   cis A H cis H z nim wizja ma i plan.                    cis A H cis Gdy cień pałacu prysnął              fis cis tłum wkroczył w światła blask   A H Gis i wszedł na gruzowisko                fis cis A bo poznał nowy czas.                    cis A H cis I każdy sięgnął w ruin masę                       fis cis A Gis by znaleźć  własny skarb w odmętach   fis cis A Gis i począć wznosić na nim własne                cis H cis H fundamenty.                                                    cis H gis cis

Fundamenty Read More »

Kury Tanie (przeróbka „Cromwella”)

słowa: Marcin 'Baltazar’ Gąbka 2019, przeróbka „Cromwella” Jacka Kaczmarskiegomuzyka: Jacek Kaczmarski Idą na Londyn, idą kury tanie!                       eSiłą ich cena oraz lęk przed głodem.Lęk rodzi popyt, a popyt smażalnie;idą nakarmić chrześcijan chrześcijaniedrobiem miast mlekiem czy miodem!        C D E Bronią się jeszcze wciąż wegetarianie,nie tyle zdrowia żal im co kurczaków.Żal płynie z serca, a z serc zlitowanie,lecz nie litości pragną kury tanie:chcą równych praw i dla ptaków! Dowodem na to, że drób jest jedzony       a G  a G ajest rozrost sieci KFC okrutny:nie może bar ten zachować koronyskoro przez kury został osądzonyi sądzą go własne produkty!                       F G A Jak zwykle chaos jest przy tym i pieprznik,     a G  a G afolwark zwierzęcy karty wszak rozdziela,o swoją przyszłość troszczy się KFCi by usprawnić transport kurzych piersizatrudnia doń DHL-a.                                            F G A Tiry siadają na kołach sflaczałych:                         etransportów drobiu wreszcie kres nastanie!Dla zniewolonych zwierząt wzór wspaniały –opony świnie wszak poprzegryzałyi wielkie słychać gdakanie!                                      C D E Wszystko to wiary, nadziei jest znakiem               a G  a G agdy bar KFC nie ma już swej floty:wieprz się mianuje naczelnym zwierzakiem,świnie zdobyczne zżerają kurczaki,ofiary kurzej ślepoty!                                                F G A Idą na Londyn, idą kury tanie!                       e

Kury Tanie (przeróbka „Cromwella”) Read More »

Odłożyłem życie na potem

słowa i muzyka: Marcin 'Baltazar’ Gąbka, Niemcy, Bernau am Berin, 04.07.2019 Ref) Odłożyłem życie na potem               h G h i zamknąłem je w czarnej komodzie.        G G A h Odłożyłem życie na potem                        h G h by przeczekać je w źródlanej wodzie.      G G A h h h A 1) Przecież jutro wyciągnę je z głębi,                      D A wprawię struny w brzmień barwną symfonię,      e D A przecież przyjdzie czas wyjrzeć z przerębli          e h oceanu straconych szans wspomnień.                  e G Fis ref. 2) Przecież jutro odkurzę mu płytę,                       D A przecież gryf chwycę w skostniałe dłonie,          G G A h usta w twarzy z warstw skóry obmytej                  e h nazwą z wiarę początkiem mój koniec.                 e G Fis ref. 3) Przecież jutro przekręcę w nim klucze,            D A by nastroić, co tak wypaczone,                               G G A h przecież –  wierzcie – ja z toni powrócę,                e h gdy jej przesyt jak gąbka pochłonę.                       e G Fis ref. 4) Przecież jutro dobędę zeń brzmienia –            D A – za to jutro ,co dzieckiem wieczności.                 G G A h Na powierzchnię co wszak się nie zmienia          e h wyjdę jako topielec z ciemności.                            e G Fis Ref fin) I nie wierząc, że grać już nie umiem,        h G h dłonią płetwiastą gryfu nie chwycę,                      G G A h zakrztuszony powietrzem, zrozumiem                  h G h i w wieczystą zanurzę się ciszę.                              G G A h ref fin)

Odłożyłem życie na potem Read More »

Rozstaj

tekst: Marcin 'Baltazar’ Gąbka, wiosna 2019 muzyka: Kruk Changer (Jakub Stępniewski) kapodaster II (D-dur), grane w stroju D-drop (struna E6 przestrojona w dół do dźwięku D) 1) Na rozstaju kończy się gościniec        C D e…. za rozstajem ścieżek rój się mrowi nad rozstajem sępów tańczy wieniec słońce pełznie wciąż ku zachodowi Na rozstaju skrawek czystej ziemi za rozstajem knieje i wąwozy Dookoła gąszcz splątanych cieni zaczajony w dziczy zamysł Boży.   2) Na rozstaju śladów stóp obfitość słusznej ścieżki niepewnością spiętych za rozstajem wiele dróg donikąd mknących przez wzniesienia i zakręty. Pod rozstajem ziemia matka stara a na rozstaj nieustannie nowe liście z drzew spadają w rytm zegara wieńcem okalając moją głowę 3) Poprzez rozstaj ludzi sunie wielu jedni chyżo, inni z opóźnieniem owi głosząc najsłuszniejszy z celów tamci milcząc, jako na stracenie Za rozstajem nikną w ścieżek wstęgach choć bez map i słów na drogowskazach bo w rozstaju nie chcą tkwić obcęgach łudząc się pieśniami o oazach 4) Spod rozstaju pełznie bluszcz  spiralą i owija moich stóp bastiony miesza się z tęsknotą strach przed dalą pod koroną z liści nieskończonych Nad rozstajem niebo mrok okolił rozstaj wzrokiem pustym w krąg przemierzam zmierzch zaciera skraje dróg powoli ni być tu ni iść stąd nie zamierzam.

Rozstaj Read More »

Poczekalnia 50 lat później

tekst Marcin 'Baltazar’ Gąbka, sierpień 2018, edytowane 2024 przeróbka utworu Jacka Kaczmarskiego „Poczekalnia” 1) Siedzieliśmy w poczekalni (w końcu komu stać się chce?      d A7 d Jak przyjedzie pociąg, przecież nam znać da się);                        C A7 Można zatem przejrzeć insta, albo wrzucić jakiś mem                d A7 d Bo nikt nie wie, kiedy zasięg zginie w trasie!                                  C A7 Aż w smartfonach powiadomień dźwięki się zaczęły nieść        d C Więc rzucamy się do wyjścia na perony,                                         B A Ale w miejscu zatrzymała nas ich nieprzyjemna treść:                d C B A – To nie wasz pociąg – ogłosiły telefony.                                         B A Uwierzyliśmy telefonom –                  d C d Uprzejmie wszak ostrzegły nas;        A d Po co stać w deszczu na peronie,     d C F A7 Skoro przed nami jeszcze czas?        d C d 2) Snapchat szybko znudził nam się, nuda zagroziła nam, Zaczęliśmy komentować i tweetować; Ktoś rozpętał gównoburzę, lajkowali tu i tam, Zaciążyły nam do tyłu nasze głowy. Wtem czujemy znów wibracje, to wysłano nową wieść , Więc ospale wszyscy razem z ławek wstali Ale w miejscu nas wstrzymała przeczytana znowu treść: – To nie wasz pociąg – w nowym stories napisali… Uwierzyliśmy telefonom – Przejrzeć tiktoka – dobra rzecz. Po co stać w deszczu na peronie zamiast się znów zagłębić w sieć? 3) Po marzeniach przyszła kolej na pornosy oraz gry, Które dały nam zapomnieć o czekaniu, Gdy tymczasem za oknami n-ty już się puszył świt I poczuliśmy się trochę oszukani. Więc gdy znowu powiadomień dźwięk się w hali począł nieść – W garść się wzięliśmy i dalej! – na perony! Lecz na progu nas wstrzymała już nam dobrze znana treść – To nie wasz pociąg! – Ogłosiły telefony. Uwierzyliśmy telefonom – W końcu nie było nam tak źle. Po co stać w deszczu na peronie, gdzie nawet ekran nam się tnie? 4) Uderzyło nas jak gromem, spojrzeliśmy wreszcie w krąg, A już wiele, wiele minut przeminęło! I patrzymy w starcze oczy, powstrzymując drżenie rąk – Zadziwieni, kiedy nam baterię wcięło; Wybiegamy na perony, tam pociągów stoi sześć, ale każdy z nas się błąka zagubiony nikt z nas nie wie, gdzie się udać, oraz w jaki wagon wejść, bo się nam rozładowały telefony… I z lękiem się zapatrzyliśmy w świat znad ekranu, z obcej bajki… I w duszach swych przeklinaliśmy Nie wzięte w drogę powerbanki…..

Poczekalnia 50 lat później Read More »

Na morza skraj

e G D     e G D     e G D     e G D e 1) Od wielu dni wiatr okręt pchał      e G przez toni czerń i piany biel,              D e aż nasz kapitan wskazał w dal          e G i krzyknął: „chłopcy! Oto cel! ”           D H I w oczach nam zawitał lęk                 C D e (D) e i w krtani mi wstrzymało dech,           C D e (D) e bom płynął wierząc w złota brzęk,    C D e (D) e  choć rejs ten zawsze ścigał pech!     C D e ref) Bo statek nasz płynie aż na morza skraj        e D e a nasz kapitan ślepo wierzy, że                               G D G za krańcem świata czeka piekło albo raj              a H C D G i tylko czemu nas tam zabrać chce?                      a H e e D e D e D e 2) Ten rejs miał wszak zwyczajny być i nic nie wskazywało, że ujrzymy horyzontu nić jak na spotkanie łajby mknie. Kapitan krzyknął: „żagle staw! Przekroczyć pora morza kres! Poznamy na czym stoi świat i jaki cel istnienia jest!” ref) 3) Już brzmiał nam w uszach straszny huk gdy patrzyliśmy, jak wśród fal toń morska się wygina w łuk i spada w niezgłębioną dal. Bez ruchu stałem niczym maszt choć nas do lin kapitał gnał, bo śmierć już śmiała nam się w twarz a każdy z nas żyć jeszcze chciał. ref) 4) Aż zakrzyknąłem: „cała wstecz!” I rzuciliśmy się do lin. Popchnąłem kapitana precz, skręcając ster wśród wiatru drwin. Kapitan wrzeszczał: „dosyć, stać! Ta szansa nie powróci już! Czyż nikt z was nie chce prawdy znać co kryje się za krańcem mórz?!” ref) 5) Kapitan wstał i walczyć chciał a szarpał się jak dziki koń, więc spętaliśmy go na schwał i w morską cisnęliśmy toń. Już na krawędzi statek mknął i nie wiem kto nas wtedy wiódł, że dało się obrócić go i uciec z tych przeklętych wód. ref) Bo statek nasz płynął aż na morza skraj             e D e a nasz kapitan ślepo wierzył, że                                   G D G za krańcem świata czeka na nas piekło albo raj       a H C D G ale już nas tam nie zabierze, nie!                                  a H e 6) Wróciwszy na kochany ląd, przeklęty sprzedaliśmy jacht ze złotem każdy odszedł stąd pożegnaliśmy przygód smak Bo pieprzyć prawdę, pieprzyć świat cel życia i przed śmiercią strach gdy złota mam na wiele lat a w ustach czuję rumu smak ref) I tylko nocą mnie nawiedza morza skraj     e D e a sen przerywa myśl natrętna, że                        G D e na końcu życia czeka piekło albo raj                   a H C D G i każdy dzień do tego celu zbliża mnie,              a H e i każdy dzień do tego celu zbliża mnie…            C D e e G D     e G D     e G D     e G D e

Na morza skraj Read More »

Głupi Mędrcy

Marcin 'Baltazar’ Gąbka, Stryszewo, Trzech Króli 2018 Powiedziano nam że jakaś siła boska świat stworzyła i sklepienia wzniosła szczyt ale nikt z nas nie chciał bóstw igraszką zostać każdy z nas chciał udowodnić, że to mit Badaliśmy gwiazd miriady na sklepieniu, i daleko sięgnął teleskopów wzrok, odkryliśmy ku naszemu zaskoczeniu że aż dotąd umysł nam przesłaniał mrok Pojęliśmy że sklepienie to zmyślono bo od gwiazd nas dzieli ogrom świetlnych lat a układów planetarnych nieskończoność tworzy mlecznej drogi galaktyczny świat Okryliśmy że galaktyk są biliony każda pełna własnych niezliczonych słońc i że wszechświat wciąż się zwiększa, nieskończony od miliardów lat we wszystkie strony mkną Lecz im większy był świat w naszym rozumieniu tym się  w naszych sercach mniejszy stawał Bóg i ku im większemu kosmos pchał zdumieniu tym go prościej każdy wytłumaczyć mógł Wiedzieliśmy już co czym jest i czym było w naukowe ramy upchnęliśmy świat lecz dla boga miejsca w nich nie wystarczyło bo zabrakło mu dowodów, liczb i dat Ale kilku z nas doznało wnet olśnienia gdyśmy spoglądali w zbiór odległych gwiazd że to zgubiliśmy z naszych pól widzenia o czym cały wszechświat świadczy wobec nas Pojęliśmy patrząc w przestrzeń tą bezkresną pojęliśmy i uwierzyliśmy, że cały wszechświat jest dowodem na obecność tego, co przez gwiazdy do nas mówić chce. Ref)     Ruszyliśmy za tej gwiazdy lśnieniem przynaglani swym sumieniem Głupi mędrcy, którzy bez dowodów wbrew logice prą do przodu A my chcemy dalej iść przed siebie nasz drogowskaz lśni na niebie Iść będziemy choćby całe lata aż nam zalśni król wszechświata Wnet zabrzmiały zewsząd głosy innych mędrców w nich szyderczy śmiech, zdumienie oraz złość że pomimo lat rozwoju i postępu wiarę zabobonom może dawać ktoś Choć teorie abstrakcyjne, coraz nowe jawią się im jako prawda oraz fakt potrząsali głową z każdym naszym słowem nieświadomi dokąd nasz prowadzi trakt Próbowali nas zatrzymać, tak jak gdyby straty paru mędrców wielce było żal lecz my okryliśmy, że na ziemię przybył ktoś o wiele większy niż wszechświatów  dal Choć przeszkody nieraz wiarą nam zachwieją choć stracimy gwiazdę z oczu w chmurne dni, iść będziemy, bez wytycznych, lecz z nadzieją bo to światło teraz w naszych sercach lśni. Ref)     Ruszyliśmy za tej gwiazdy lśnieniem przynaglani swym sumieniem Głupi mędrcy, którzy bez dowodów wbrew logice prą do przodu A my chcemy dalej iść przed siebie nasz drogowskaz lśni na niebie Iść będziemy choćby całe lata aż nam zalśni król wszechświata

Głupi Mędrcy Read More »