Ballada o wędrówce Mędrca Baltazara

Marcin 'Baltazar’ Gąbka, Stryszewo 27.12.2022

kapodaster IV (cis-mol)

a     d a G a    (x 2)

1) Tak już czasem bywa, że patrzących w gwiazdy                 a
nie nasyca to, czym się nasyca wokół każdy.                      d a G a
Nie  znajdują szczęścia w ludziach i zdarzeniach,              a
poszukując ciągle sensu ziemskiego istnienia.                   d a G a

Matka mnie uczyła w niebo głos kierować,                                        d C d a
więc w kosmosu toń wpatrzony w noc szeptałem słowa,               d a G a
w dzień zaś, pośród ludzi zapatrzonych w ziemię,                           d C d a
w samotności się błąkałem, taszcząc pytań brzemię.                     d a G a

Aż spotkałem mistrzów, co mi ukazali                                   a G a G a
tę jedyną gwiazdę, lśniącą jak drogowskaz w dali,           a G C G a G a
obiecując szczęście wieczne za nagrodę,                             a G a G a
gdy zostawię marność życia, idąc za nią w drogę.             a G C G a G a

Zebraliśmy astrologów karawanę                                           d C d a
i na zachód ruszyliśmy w strony obiecane,                          d C d a C G a
różnobarwni, ale jednej myśli wierni,                                   d C d a
śpiew na ustach niosąc i wspólnotę serc płomiennych. d C d a C G a

Pewnej nocy w drodze, w czasie mojej straży,                 a
w nikłym świetle gwiazdy oglądałem śpiące twarze.      d a G a
Odciśnięte na nich boleść i cierpienie                                    a
pierwsze ziarna zwątpień w wiary mej zasiały ziemię.   d a G a

Lecz za późno było bym zawrócił z drogi              ,                              d C d a
wierząc że to nie przypadek wypchnął mnie za progi,    d a G a
raz chwyconą wiarę w worek mirry kładąc,                        d C d a
omijałem skrzyżowania, wierny gwiazdy śladom.            d a G a       (slow)

ref. w miejscu spotkania czekał na nas zwykły dom                               F G a

doświadczenie nazbyt namacalne                          F G a
prawdy nader niepojętej                                           F G a
obietnica niedostępnych wymiarów                      F G a
odbita w matowym lustrze tkanki                           F G a

wieczna potęga nakreślona łzą                                F G a
na mokrym policzku dziecka                      F G a
wiara w metafizyczny sens                        F G a
podana na brudnej tacy materii               F G a

a     d a G a    (x 2)

2) Pielgrzymując z pasją wracaliśmy społem,                          a
grając w drodze pieśni wzniosłe, mocne i wesołe.          d a G a
Napotkanym ludziom świadczyliśmy z żarem                    a
o spotkaniu z wiecznym królem i o jego chwale.                              d a G a

Lecz nocami oczu wciąż nie mogłem zmrużyć,                   d C d a
pod natłokiem ciągłych pytań o sens mej podróży.        d a G a
Niczym światło w liściach igrające z cieniem,                      d C d a
w moim sercu bój toczyła wiara ze zwątpieniem.            d a G a

Wciąż kochałem barwy, dźwięki karawany,                        a G a G a
wciąż pragnąłem raju, który był mi obiecany,                    a G C G a G a
ale coraz częściej szedłem na uboczu,                                  a G a G a
łowiąc innych dróg bezmiary studnią czujnych oczu.      a G C G a G a

Wielkie prawdy gwiazdy, wielka miłość Króla,                   d C d a
zbyt koślawo odbijały się w pielgrzymki bólach.                               d C d a C G a
Nazbyt długo kłamstwem sam syciłem siebie,                  d C d a
jedną stopą tkwiąc na ziemi, drugą w złudnym niebie.  d C d a C G a     (slow)

W końcu na decyzję trudną przyszła pora:                          a
pożegnałem z  ciężkim sercem Kacpra i Melchiora          d a G a
i ruszyłem, błądząc sam wśród skał i głazów,                     a
bo nie miałem odtąd gwiazdy jako drogowskazu.           d a G a

Już nie szukam prawdy wiecznej, niepojętej;                   d C d a
wypatruję małych kwiatów szczęścia za zakrętem,         d a G a
nie wie jednak umysł, kędy iść w nieznane,                       d C d a
kiedy serce wciąż pracuje w rytmie karawany.                 d a G a

Ciągle dźwięczą w duszy pieśni pielgrzymkowe,                                              a G a G a
przez co trudno mi przemówić swoim własnym słowem             .              a G C G a G a
Ciągle pachnie mirra w złoconej stajence,                                          a G a G a
ale ja umyłem od niej swoje puste  ręce.                                           a G C G a G a

Nie wiem jak nadrobić utracone lata                                     d C d a
i czy znajdę kąt dla siebie pośród stepów świata,            d C d a C G a
czy napotkam kogoś, kto podąży ze mną                            d C d a
i pochodnią mi rozjaśni drogę moją ciemną?                     d C d a C G a    

ref2) inni wciąż będą pamiętać tylko pierwszą część mej podróży       F G a

słowem z ambon farbą na płótnach                                      F G a
nutą w kolędach rzeźbą w stajenkach                                  F G a
utkają relikwie świętego mędrca ze wschodu                   F G a
króla Baltazara jednego z trzech                                              F G a

a przecież nawet me imię to baśń                           F G a
pergamin zachował tylko strzęp mojej drogi      F G a
szukajcie mnie na myśli bezdrożach                       F G a
gdzie znika utarty wiary szlak                                    F G a

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *